Stojąc w oknie, wychodzącym na podjazd do mojego garażu, obserwowałam jak kolejne warstwy śniegu lądują na miejscu gdzie jeszcze nie tak dawno rosła trawa. Kubek gorącej kawy delikatnie łaskotał opuszki palców. Mimo zarzuconego na ciało szlafroka było mi dość ciepło, choć kawa niekoniecznie miała w tym swój udział. Gdy kolejna porcja ubitego śniegu znalazła swoje miejsce niedaleko małego klonu cofnęłam się nieznacznie w głąb pokoju. Choć pragnęłam aby mnie ujrzał, musiałam wyczekać ten moment tak długo jak tylko mogłam. Przesunęłam dłonią po szyi w dół, zahaczając po drodze sutki aż do mojej kobiecości. Ciepło rozchodzące się w podbrzuszu było coraz bardziej nieznośne. Na horyzoncie majaczył już pomysł jak mogę się go pozbyć…

* * *

Dobry kwadrans później zapukał w moje drzwi. Do tego czasu zdążyłam założyć na siebie luźny dres i sportowy top – celowo bez stanika. Nie miałam się czego wstydzić. Byłam czterdziestoletnią kobietą, która mogła pozwolić sobie na małe zachcianki – jak na przykład zabieg plastyki piersi. Poprawiając w lustrze ostatnie kosmyki włosów odwróciłam się w stronę drzwi i otworzyłam je na oścież. Michał, 23 letni syn mojej najlepszej przyjaciółki z naprzeciwka, właśnie strzepywał śnieg ze swoich rękawic.

– Hej, co tam Michał potrzebujesz? – zapytałam wychodząc lekko przed próg. Chłodne powietrze owinęło się wokół mojego ciała. Sutki momentalnie przebiły się przez materiał sportowego topu.

– Odśnieżałem właśnie u nas i pomyślałem, że u pani też od razu ogarnę… – mówiąc to starał się utrzymać ze mną kontakt wzrokowy.

– O, faktycznie – starałam się grać zdziwioną. – Nie wiem jak Ci się odwdzięczę. Miałam to zrobić wieczorem bo czeka mnie jeszcze trochę pracy… – założyłam ręce na siebie pod linią biustu co nie uszło jego uwadze. – Zapowiadali w nocy opady śniegu, ale nie sądziłam, że tyle się go nazbiera.

– Tak to prawda. Trochę go spadło – chwila niezręcznej ciszy zawisła na moment. – Pomóc coś jeszcze? Bo jak nie to będę szedł bo muszę jeszcze… – rumieńce na jego twarzy nie wynikały już chyba wyłącznie z mrozu.

– Nie, nie. Dziękuje Ci. Naprawdę nie wiem jak Ci się odwdzięczyć – uśmiechnęłam się do niego szczerze i lekko przekrzywiłam głowę spoglądając na niego z przymrużonymi oczami.

– Nie ma sprawy, proszę Pani. Do zobaczenia – powiedział odwracając się do mnie – A i jeszcze jedno, moja mama kazała Pani przypomnieć o dzisiejszej kolacji. To… przypominam.

– Pamiętam! Ale dziękuję – uśmiechnęłam się i zamknęłam drzwi za sobą. Choć mróz szczypał mnie od zewnątrz, moje wnętrze zaczynało coraz bardziej się rozpalać.

Do południa czas minął dość szybko. Śniadanie, ogarnięcie maili, kilka minut „pracy” – w końcu zaraz Święta Bożego Narodzenia.

Mogłam pozwolić sobie na mały odpoczynek. Bycie cenioną architektką wnętrz sprawiało, że w ciągu roku dni wolne były tylko wtedy gdy zapomniałam naładować telefon lub po prostu gdzieś go zostawiłam. Ale nie narzekałam – lubiłam tę pracę. Spełniałam się, robiłam coś co lubię i do tego zarabiałam wystarczająco dobrze. Na tyle dobrze, że gdy zostawił mnie mój mąż, nie miałam problemu z wzięciem kredytu i wybudowaniem małego domu na przedmieściach. I w końcu urządziłam go tak, jak chciałam ja, a nie jak siostra i teściowa mojego eks.

Stanęłam w lustrze i nie skromnie stwierdziłam, że nie dziwię się młodszym ode mnie mężczyznom. Wysoka, wysportowana z lekko powiększonymi piersiami – choć nigdy nie zależało mi na rozmiarze, za to bardziej ceniłam względy estetyczne i wygodę. Luźna koszulka podczas gorącego lata bez upiornego stanika pod spodem? Błogosławieństwo. Dodatkowo ćwiczenia na siłowni i zajęcia z jogi zdecydowanie wpłynęły na mój wygląd i aurę, którą roztaczałam wokół siebie. Uwidocznione mięśnie, podniesione pośladki, szczupła talia no i do tego ten biust… Nie raz słyszałam słowo „MILF” rzucane ukradkiem, niemal szeptem, przez nastolatków stojących tuż za mną w kolejce z zakupami. Udawałam, że nie słyszę choć zawsze uśmiechałam się pod nosem. Inni, starsi z obrączkami na palcach, patrzyli za mną jak za pociągiem, który przejeżdża ale się nie zatrzymuje. I tak – jeśli mogłabym – przeleciałabym samą siebie.

Choć w sypialni na piętrze miałam małą skrzynkę z pomocnymi przyjaciółmi, zdecydowałam się, że czas na coś bardziej realnego…

* * *

– Hej Jakub. Jest Kaśka? – pytanie skierowane w stronę męża mojej przyjaciółki dotarło do niego po chwili.

Mimo południowego słońca nadal było zimno. Dobrze, że pomyślałam choć na tyle, aby na krótką drogę na druga stronę ulicy, nie wyskoczyć w samych klapach. Cienka bluzka nie był jednak zbyt inteligentnym wyborem.

– Yyy, nie, chyba nie. Kaśka!? – krzyknął w głąb budynku, lecz nikt mu nie odpowiedział – Chyba gdzieś pojechała. Zapewne jeszcze jakieś drobne zakupy  – mówiąc to poprawił okulary i już chciał zamykać drzwi.

Dłonią i stopą powstrzymałam go przed kompletnym wypchnięciem mnie za próg. Kuba był miłym, sympatycznym facetem choć często oderwanym od rzeczywistości. Lubił się zamyślać i bujać w obłokach. Był jednak wspaniałym mężem i ojcem. Pewien rodzaj zazdrości dawno już minął, po kilku latach mieszkania obok nich, wiedziałam że potrzebuje faceta z większym temperamentem.

– W sumie… to ja nie tyle do niej co do Michała. Jest może? Mam problem z komputerem – mówiąc to weszłam niezaproszona aby nie zostać na mrozie. Dość ulepionych bałwanów stało już w ogródkach na naszym osiedlu. Chwila niepewności czy pytanie dotarło do uszu a stamtąd do ośrodka słuchu i synapsy połączyły kropki.

– Tak jest. Michał! Pani Weronika do Ciebie – i tak jak stał tak mnie zostawił.

Miałam czasem wrażenie, że gdyby Kuba nakrył włamywaczy na gorącym uczynku to jeszcze by im pomógł lub zaparzył herbaty. Na szczęście moje dywagacje i rozważania przerwało zbiegnięcie ze schodu obiektu mojego niecnego planu.

– Tak? Stało się coś? Znowu akumulator? – jak zawsze chętny do pomocy.

– Nie. Nie tym razem. Komputer. Robiłam małą wizualizację i jak wy to mówicie – „wykrzaczyło” – westchnęłam z bezradności. – Mógłbyś zajrzeć po południu, przed kolacją najlepiej, żeby na to zerknąć?

– Jasne. Za pół godziny będę i zobaczę co mogę zrobić… – młodzieńczy uśmiech zawsze miał coś w sobie.

– Wspaniale. To czekam – odwróciłam się w stronę drzwi i poczułam jego wzrok poniżej mojego pasa. – Do zobaczenia! – krzyknąłem nie odwracając się za siebie.

* * *

Podczas ćwiczenia jogi przechodziłam właśnie z jednej pozycji w inną gdy po raz drugi tego dnia usłyszałam pukanie.

Uśmiechnęłam się i raz jeszcze rozciągnęłam się na macie. Zarzuciłam ręcznik na szyję, wzięłam wodę i skierowałam się w stronę wejścia wyjmując z uszu słuchawki. Joga bez odpowiedniej muzyki nie miała dla mnie sensu.

– Dzień dobry. To znowu ja. – gdybym go nie znała, pomyślałabym, że potrafi udawać zawstydzonego. – Co się konkretnie stało i gdzie jest cały ten sprzęt?

– Hej. Wejdź, zapraszam. Nie zdejmuj butów i tak musze tu posprzątać. Herbaty? Sprzęt jest tutaj… – wskazałam na biurko, które stało w salonie, całkiem nieprzypadkowa miejsca, gdzie właśnie ćwiczyłam. – Szczerze nie znam się. Zawsze działało a teraz… no cóż. Zaczęłam robić wizualizację i pojawił się niebieski ekran i się wyłączył.

– Mhm. No okej – Michał usiadł i wyjął swojego małego laptopa i od razu zaczął coś podpinać i sprawdzać. Przeczesał włosy dłonią i podrapał się po karku. Żałowałam, że nie była to moja dłoń.

– To co? Herbaty? Kawy? Lampkę wina? – mrugnęłam do niego porozumiewawczo.

– Ha! Nie, dziękuje. Chyba nie powinno mi z tym tyle zejść, z tego co widzę to system…

– Proszę, nie tłumacz. I tak nie rozumiem ale wierzę, że wiesz co robisz – położyłam mu dłoń na ramieniu i zahaczyłam piersią o jego tył głowy. – Ja sobie dokończę ćwiczenia, a ty działaj. Gdybyś czegoś potrzebował – mów.

– Dobrze, nie ma sprawy… – widziałam, że jest już w swoim świecie. Czas aby go trochę z niego wyrwać.

Włożyłam słuchawki do uszu, włączyłam powolną muzykę, przeznaczoną bardziej do zmysłowego tańca niż jogi i wróciłam do rozciągania.

Starałam się jak najbardziej oddać ćwiczeniom starając się nie myśleć, że może mnie obserwować. Robiłam to jednak z zamkniętymi oczami dając mu tą możliwość. Wybierałam jak najbardziej kojarzące się pozycję by wpłynąć również na swoje libido, które od kilku dni powoli osiągało apogeum. Kilkanaście minut później byłam cała mokra, zgrzana i rozgrzana. Leżałam na plecach odrabiając ostatnią lekcję jogi i zapytałam się czy długo to jeszcze potrwa.

– Nie, chyba nie. Ustawiłem przywracanie systemu, nie wiem czy uda mi się uratować Pani dzisiejszą pracę bo zegar systemowy jest ustawiony… – głos mu się trochę trząsł i był niepewny. Gdybym ćwiczyła gdzieś indziej, całość miałby już pewnie za sobą.

– Michał, po prostu rób swoje, a ja… – podeszłam do biurka i usiadłam na jego skraju tak aby pośladki podcięły się bardziej niż zwykle. – A ja wezmę szybki prysznic. Jak skończysz to po prostu krzyknij. Powinnam Cię słyszeć z góry. Zostawię sobie uchylone drzwi. Zgoda?

Zaczerwieniony po prostu przytaknął. Zostawiłam go tak bijącego się z myślami, nieświadomego co może czekać go na tym jak odzyska system. Robienie małego sabotażu wychodziło mi od czasu do czasu bardzo dobrze.

Lodowata woda uderzyła w mojego nagie ciało. Strumień padający na mój kark, przyprawiał mnie o drżenie.

Szyby prysznica momentalnie zaparowały. Oddech przyspieszył a serce zaczęło pompować krew w dolne patie mojego ciała. Myślałam o tym aby go zawołać, aby przyszedł tu i mnie zerżnął. Chciałam wziąć w usta jego kutasa i prosić go, by również mnie skosztował. Tak dawno nie miałam faceta, a wibratory i inne zabawki nie dawały tego samego uczucia. Moje palce wylądowały w ustach a następnie powędrowała w miejsce złączenia ud. Łechtaczka momentalnie wysłała sygnał do mojego ciała, który spowodował, że ledwo ustałam na śliskiej powierzchni terakoty. Oparłam się jedną dłonią o szklaną szybę i stanęłam w lekkim rozkroku.

Przekręciłam strumień na cieplejszą temperaturę, łaskotał moje barki, kręgosłup i pośladki. Drażniłam się sama ze sobą, odwlekając ten moment w celu osiągnięcia pełnego spełnienia.

Nie wiem po jakim czasie usłyszałam jak krzyczy moje imię, że skończył i że wszystko działa. Wiedziałam, że widział moją tapetę – akt, który zrobiłam sobie jakiś czas temu i specjalnie ją tam zostawiłam. Akt, który więcej ukrywał niż pokazywał lecz działał na wyobraźnie. A jego wyobraźnia pchnęła kroki na piętro, do półotwartych drzwi, gdzie jego naga sąsiadka właśnie brała prysznic. Widziałam w odbiciu jak stanął w drzwiach, gdzie mógł obserwować mnie przez wielkie lustro w łazience. Załapał ze mną kontakt wzrokowy i lekko rozchylił usta.

– Proszę Pani – przełknął ślinę i wziął głęboki oddech – skończyłem i wszystko działa. Także będę już szedł, do widzenia.

Stał tam gapiąc się na moje ciało. Jak dłoń zaciska się na szklanej tafli prysznica, a druga pieści moją kobiecość.

Dochodziłam patrząc mu prosto w oczy a potem łapałam szybkie oddechy wytchnienia po spełnieniu gdy wolno odchodził w stronę schodów. W myślach wyszeptałam tylko „Do zobaczenia na dzisiejszej kolacji„.

* * *

Kolacja u moich przyjaciół to raczej lekki poczęstunek z kilkoma butelkami wina – dzień przed Wigilią. Taka nasza coroczna tradycja odkąd rozstałam się z facetem. Na święta zawsze wyjeżdżaliśmy do swoich rodzin, zatem była to jedyna okazja by złożyć sobie życzenia i odpowiedzieć „nawzajem”. Lubiłam te spotkania. Fakt, że traktowałam Kaśkę jak siostrę, której nigdy nie miałam bardzo mi pomagał. Ponarzekać, wyżalić się, roześmiać i rozpłakać czasem w odstępstwie kilkunastu minut. A obok zawsze zamyślony Jakub. Dziś był także, siedział i oglądał najlepsze skecze świąteczne. Ich syna niestety nie było…

Czas minął szybko, podsumowanie roku, obgadanie przyjaciółek, ponarzekanie na facetów. Gdy zbliżała się północ, a poziom wina w kolejnej butelce zbliżała się do dna przyszedł czas na prezenty.

Nigdy się nie rozpieszczaliśmy pod tym względem, czasem dawaliśmy sobie głupoty – dmuchanego faceta po rozstaniu miałam w szafie do dziś! – a czasem coś czego akurat potrzebowaliśmy. Jako, że ostatnio z przyczyn mi nie znanych rozwaliła im się rama w łóżku – karta podarunkowa na zakupy w meblowym była strzałem w 10. Mój prezent był jednak o wiele ciekawszy.

– Bon na masaż gorącym woskiem? Wow, na to nigdy bym nie wpadała – byłam naprawdę zdziwiona i zaskoczona. Uwielbiałam salony spa, gabinety odnowy biologicznej choć bywałam w nich głównie przelotnie na kilka minut – raz do roku. A prawdziwy masaż był chyba dekadę temu. Moje plecy sukcesywnie co jakiś czas mi o tym przypominały.

– Ha! Pomysł podsunął nam w sumie Michaś! Słyszałaś chyba, że stara się zrobić kurs masażysty i fizjoterapeuty w wolne weekendy. Narzekał ostatnio na brak klientów, więc zdecydowaliśmy, że zrobimy prezent jemu i Tobie. Tylko jeszcze musimy mu powiedzieć! Ha!

– No tak… – czułam, że robię się czerwona, miałam nadzieję, że zgonią to na wino. – Tylko nie wiem kiedy znajdę czas aby odwiedź salon. Jestem ostatnio zarobiona…

– Nic się nie martw. Michaś ma cały zestaw u siebie w pokoju, zabić się idzie o to cholerstwo. Pogadamy z nim i na pewno zgodzi się podejść do Ciebie w wolnym momencie z całym tym jego majdanem. – roześmiana Kaśka wspierała się na ramieniu zmęczonego już Kuby. – Teraz go nie mam bo wyszedł gdzieś ze znajomymi ale na pewno się zgodzi. Właśnie czy on już nie powinien wrócić? Idę zadzwonić po swojego synka, niech wraca do mamusi…

Przełknęłam ślinę i napięłam mięśnie ud starając się zachować spokój. Wzięłam głęboki oddech i zgodziłam się aby wykorzystać ten prezent.

Pożegnałam się, raz jeszcze życzyłam Wesołych i wróciłam do domu. Kilka minut później, zmierzając do sypialni nie ukrywałam już uśmiechu i podniecenia na myśl o tym jak wszystkie swoje tryby zaczęły wskakiwać na swoje miejsce. Kilka tygodni temu zaczęłam narzekać na plecy, mniej więcej wtedy gdy dowiedziałam się, że młody chłopak zaczyna kurs. Siła podświadomości znowu dała o sobie znać. Położyłam się na łóżku z fantazją okalającą moje ciało i winem pulsującym w mojej głowie. Już niedługo…

* * *

Termin ustalić nie było tak trudno. Choć Michał w rozmowie przez telefon wydawał się dość mocno oficjalny to było czuć jego ciągłe speszenie. Nie chciałam mu dokładać więcej wrażeń przez odległość więc na jednej rozmowie się skończyło. 26 grudnia, godzina 20:30. Zaznaczyłam datę w kalendarzu na czerwono. Cóż, niegrzeczne dziewczynki w dzisiejszych czasach same wybierają sobie datę i sposób dostawy prezentu.

* * *

Siedziałam w luźnych ciuchach patrząc na ogień pochłaniający kolejne porcje drewna. Bawiłam się lampką wina, dochodziła 21 – a ja nadal nie. Z gramofonu leciała jedna z moich ulubionych płyt. Podejrzewałam, że posunęłam się ostatnio zbyt daleko i z mojego planu został popiół, którego już się nie rozpali. Miałam poczekać aż kominek wygaśnie a wino się skończy i pójść spać, wrócić do szarej codzienności gdy głośne pukanie wyrwało mnie z rozmyślania o kolejnych projektach. Z lekką dozą niepewności podeszłam do drzwi. Spodziewałam się, że się wymiga, wymyśli najgłupsze wytłumaczenie albo przyśle swoją mamę. Pomyliłam się. Stał przede mną z łóżkiem i sportową torbą, z wyczekiwaniem patrzył prosto w oczy. Bez słowa wpuściłam go do środka i starałam się uspokoić oddech.

Jeśli to sen, w którym oddałam się Morfeuszowi przed kominkiem na kanapie, to niech trwa on jak najdłużej.

– Gdzie to rozstawić? – głos Michała. Stanowczy, lekko oschły? Nie mogłam go rozgryźć.

– Tam, przed kominkiem, zrobiłam wcześniej miejsce, choć myślałam, że mój bon będę musiała już wykorzystać kiedy indziej… – oparłam się o futrynę przy wejściu do salonu i wzięłam kolejny łyk zimnego wina. – U kogoś innego…

Bez słowa zaczął rozkładać materac, stelaż i wyjmować swoje przybory. Ręcznik, olejki, jakaś mata.

– Byłbym wcześniej ale szukałem czegoś specjalnego… – grzebiąc w torbie wyciągnął w końcu małe pudełeczko. – Tutaj jesteś.

– A co to? – zapytałam z szczerym zainteresowaniem i zbliżyłam się patrząc mu przez ramię.

– Coś po czym poprosisz o więcej… To specjalna świeca do masażu, pomyślałem, że nie zadowolisz się zwykłą oliwką. Potrzebuje zapałek lub zapalniczki, aby ją roztopić.

Nie przechodziłam wcześniej z nim na TY lecz nie zaprotestowałam. Jeśli on wykonał kolejny ruch na szachownicy znajomości – ja podjęłam partię i wykonałam kolejne posunięcie.

– Chcesz wina? – skierowałam swoje drżące ciało do kuchni, wprost to specjalnej szafki z winem, które zawsze było w doskonałej temperaturze. Na tyle schłodzone alby porządnie rozgrzać atmosferę.

– Poproszę. I tak musimy chwilkę poczekać, aż wosk się roztopi.

Czekaliśmy w milczeniu popijając wino. Obserwowałam jak okrąg płynnego wosku wokół płomienia robi się coraz większy. W pokoju zaczął rozchodzić się słodki zapach czekolady. Zaczęłam zastanawiałam się czy ta świeca jest jadalna. Michał patrzył na dogasający kominek – nie dokładałam do ognia. Zasunęłam rolety i zapaliłem kilka bezzapachowych świec aby jeszcze bardziej podkręcić klimat. Nie odzywaliśmy się, nie patrzyliśmy na siebie lecz pomiędzy naszymi ciałami zaczął tworzyć się niemal namacalny kontakt.

– Wystarczy – chłopak odłożył prawie pusty kieliszek wina na stół i podszedł do świecy. – Tyle powinno wystarczyć. Masz bieliznę przeznaczoną do masażu?

– Yyy, nie, nie pomyślałam żeby się w jakąś zaopatrzać – byłam lekko zaskoczona pytaniem. – Mogę nie wiem, założyć jakieś… – szybko chciałam znaleźć jakieś wytłumaczenie by nie psuć nastroju.

– To będziesz musiała się rozebrać do naga lub zostać chociaż w samych majtkach. Takie świece ciężko się spiera a ja… przypadkiem nie wziąłem żadnego kompletu – spojrzał mi prosto w oczy, tak samo jak ja w jego kilka dni temu. Ty razem nie przez odbicie lustra, tylko przez odległość kilku metrów

Wzięłam głęboki oddech, wypiłam ostatni łyk wina i drżącą ręką odłożyłam go na blat.

Odwróciłam się do niego plecami. Ściągałam ciuchy wolno i intymnie, na tyle ile można zrzucać zmysłowo dresy i luźną koszulkę. Koronkowa bielizna powoli ześlizgnęła się z mojego ciała, na którym poczułam jego wzrok. Stanik odpiął się powoli i został rzucony w miejsce, o którym pewnie zapomnę. Patrzyłam mu prosto w oczy gdy zbliżałam się do miejsca, które miało nas zaraz połączyć.

– Położyć się? – zapytałam stając przy stole i gładząc jedną dłonią po twardym materacu, a drugą od niechcenia zasłaniając piersi.

– Tak, poproszę. Połóż się wygodnie i postaraj się zrelaksować – wziął pojemniczek z płynnym woskiem i stanął na przeciwko mnie.

Tak też zrobiłam. Położyłam się z oczekiwaniem.

Przez chwilę miałam wrażenie, że ma zamiar zarzucić na mnie ręcznik lecz chyba zrezygnował z tego pomysłu. Kątem oka zobaczyłam, że poprawia swojego członka. Leżałam na brzuchu, z rękoma zaplecionymi pod brodą i zamkniętymi oczami, czekałam na jego ruch.

Ciepły wosk wylądował między łopatkami, a kolejne krople zaznaczały swój ślad po linii kręgosłupa aż do dołeczków na plecach. Jedna dłoń od razu zaczęła rozprowadzać ciepłą substancję po ciele. Roztopiona świeca wylądowała również na moich pośladkach oraz udach i łydkach. Nie wiem czy bon w salonie pozwoliłby mi na tyle samo atrakcji. Nie myślałam jednak o tym zbyt długo bo poczułam jak jego ciepłe dłonie zaczynają rozprowadzać całość po nagim ciele.

Był w tym dobry. Cholernie dobry. Miałam w swoim życiu kilka okazji skosztować porządnego masażu i ten nie odstawał poziomem w niczym.

Może poza tym, że leżałem teraz naga, pod wpływem kilku lampek wina i niezbyt przyzwoitymi myślami. Masowanie, głaskanie, ugniatanie – wszystko robione z wyczuciem. Delikatnie lecz stanowczo. Gdy całość ciała była pokryta woskiem zaczął porządniej przykładać się do konkretnych partii ciała. Zaczął oczywiście od pleców, kręgosłupa i barków. Czułam jak się rozluźniam i początkowe spięcie oraz niepewność odpłynęły za horyzont wstydu. Słyszałam jego głęboki oddech, gdy próbował zrobić mi dobrze dłońmi. Nie pytał o pozwolenie gdy jego dłonie wędrowały tam gdzie zwykle wstydziłby się choć spojrzeć. Po rozluźnieniu łydek i ud wylądowały na pośladkach.

Zaczął je masować i ugniatać, czułam jak kciuki powodują ich ruch.

Obróciłam głowę na bok patrząc na jego ciało, widziałam jak materiał dresów wybrzusza się coraz bardziej. Jęknęłam cicho gdy niespodziewanie przejechał palcami po zewnętrznej stronie cipki przez materiał koronkowych stringów. Czułam wcześniej jak staje się mokra – nie byłam już pewna czy z podniecenia, czy sam wosk miał w tym swój udział. Masował tyłek, coraz bardziej zbliżając się do mojego wnętrza. Wypchnęłam go do góry dając do zrozumienia, że nie chcę czekać ani chwili dłużej. Jeden z jego palców wślizgnął się za materiał majtek i wszedł w moją cipkę na krótką chwilę po czym wysunął go zostawiając mnie z przyjemnym mrowieniem w podbrzuszu. Zamruczałam cicho i jeszcze bardziej wypchnęłam tyłek dążąc do wygodniej pozycji dla niego.

Wysunęłam jedną rękę spod głowy i dłonią przesunęłam po miejscu gdzie czułam jego nabrzmiałego członka.

– Są dwa powody dla których wybrałem zapach czekolady – głos miał już spokojny. Pierwszy z nich to oczywiście cudny zapach czekolady, drugi to… – poczułam jak jego dłonie napierają na wewnętrzną stronę ud zmuszając je do rozłożenia. Byłam już tak rozpalona, że zgodziłam się momentalnie. – Drugim powodem jest to, że uwielbiam czekoladę – jego szorstki i ciepły język wylądował na mojej mokrej i rozgrzanej cipce. Odsunął stringi na bok i uraczył mnie przyjemnym masażem swoich ust. Dłonie wylądowały na pośladkach rozchylając je i ułatwiając dostęp do mojej całej kobiecości.

– O kurwa… Tak – wyszeptałam w materac. Wzięłam głęboki oddech i poczułam jak wino i podniecenie uderza ze zdwojoną siłą w moje ciało, umysł i wnętrze. Jego dotyk trafiał idealnie w miejsca, w które powinien. Potrafiłam zazwyczaj długo wytrzymać i bawić się sama ze sobą dobrych kilkanaście minut zanim pozwoliłam sobie na orgazm. Tutaj nie byłam pewna swojego ciała. Jęknęłam gdy poczułam mokrego klapsa na moim pośladku a jego usta zaczęły kosztować mnie w każdym calu mojego ciała.

Czułam jak podgryza uda, by zaraz wsunąć język w moją cipkę.

Podczas łapania oddechów wsuwał we mnie palce i masował mnie od zewnątrz. Wierciłam się, nie mogłam wytrzymać, a on to widział i ruszył ze zdwojoną siłą. Jego dwa palce drażniły przednią ściankę, a usta całowały pośladki i uda. Moja dłoń zaczęła drażnić nabrzmiałą łechtaczkę próbując wykrzesać orgazm. Wystarczyło kilka sekund bym poczuła jak zaciskam się na jego palcach jak wypycham w jego stronę pośladki prosząc o więcej. Czułam jak go wsuwa i to wystarczyło. Wybuchłam.

Moje ciało napięło się i wyprostowałam się na materacu. Uda odmówiły posłuszeństwa. Łapałam oddech i wracałam do swojego ciała, bo chyba przed chwilą odwiedziłam planetę o nazwie rozkosz. Jego palce wysunęły się z cipki i złożył czuły pocałunek na pośladku. Patrzyłam w bok na żar nadal tlący się w kominku gdy nagle przed oczami przeszedł mi kompletnie nagi Michał z penisem w pełnej okazałości. Stanął przede mną i położył dłonie na moich barkach.

– Teraz czas na masaż przodu. Pozwolisz – i zmusił mnie do obrócenia się na plecy, jednocześnie przesuwając moje ciało tak aby głowa zwisała lekko poza materac.

Dłonią nakierowałam jego mokrego penisa w ciepłe i wilgotne usta. Tego pragnął. Miałam nadzieję, że równie mocno co ja. Znów poczułam ciepły wosk na moich piersiach, brzuchu i wzgórku. Gorącymi dłońmi rozpalał go po raz kolejny na kobiecym ciele. Kutas wolno penetrował usta, a dłońmi pieściłam także jego jądra.

Ciężko mi było się skupić, podczas gdy czułam podszczypywanie moich sutków, a palce znów nienachlanie zaczęły jeździć po wewnętrznej stronie ud.

Czułam, że nie potrafi wytrzymać dłużej, był napalony od początku tak samo jak ja. Zaczęłam pochłaniać go szybciej i mocniej. Pieprzył mnie w usta jednocześnie bawiąc się piersiami – sama  fundowałam mu spektakl wsuwając się palcami w cipkę i bawiąc się sama ze sobą. Gdy stwardniał na tyle, że coraz trudniej było mi go utrzymać w poziomie, wysunął się z moich ust i chwycił go w dłonie by osiągnąć spełnienie. Sama zaczęłam bawić się mocniej. Ścisnęłam piersi i drażniłam budzącą się do życia łechtaczkę. Michał nie wytrzymał i jęknął gdy strumień ciepłego nasienia wylądował na moim ciele w kilku strzałach. Uderzył dłonią w materac i oddał ostatnie krople na moje usta. Uśmiechnęłam się do niego i oblizałam usta, na których również zostawił po sobie ślad…

– To było… to było… – Michał próbował wydusić z siebie pewne słowa. Miał zamknięte oczy a jego klatka piersiowa ruszała się w miejscu uderzającego serca. Wstałam z łóżka i złożyłam mu pocałunek na ustach. Był kilka centymetrów wyższy przez co musiałam stanąć na palcach. Złapałam go za dłoń i skręciłam w stronę schodów.

– Chodź. Chyba musimy zmyć ze siebie tę całą świecę… – wchodząc po stopniach poczułam jak dłonią muska moje biodra.

Zaprowadziłam go tam, gdzie jeszcze nie dawno patrzył na mnie zabawiającą się swoim ciałem. Dziś oddam mu tę przyjemność.

Zostawiłam drzwi otwarte, nie miałam się czego obawiać. Zresztą myśl o byciu podglądaną zawsze działał na mnie pobudzająco.

Byliśmy nadzy, odziani jedynie w nasze wzajemne spojrzenia i gęsią skórkę. Wepchnęłam go pod prysznic i przywarłam do jego ciała. Jedną dłonią odszukałam jego nadal zmęczonego penisa, a drugą odkręciłam prysznic ustawiając strumień na deszczownice. Poprosiłam aby obrócił się do mnie plecami – oparł się ciałem o chłodne płytki i czekał na mój ruch. Wzięłam jeden z żeli pod prysznic i rozprowadziłam go na jego i swoim ciele. Lekko spieniłam i przytuliłam od tyłu – zaczęłam masaż. Swoimi piersiami, brzuchem i udami. Ślizgałam się wolno po jego nieruchomej posturze, drażniąc się z nim. Swoje dłonie położyłam na jego torsie i zaczęłam zmywać jego zmęczenie wraz z potem i z zaschniętymi już resztkami wosku. Droczyłam się, próbując zyskać na czasie by znów mógł stanąć na wysokości zadania. Palce wędrowały niewinnie od jego obojczyków do bioder omijając jednak jego męskość.

– Pragnę Cię – jego głos przedarł się przez krople uderzające obok naszych stóp. – Od dawna. Nie jest to zakochanie… po prostu chciałem Cię przelecieć. Wybacz, ja po prostu…

Przerwałam mu. Zmusiłam go do obrócenia się i popchnęłam na siedzisko pod prysznicem, które często mi się przydawało.

Usiadł w rozkroku a ja uklękłam obok niego, biorąc na szybko pod kolana ręcznik. Wzięłam go, na wpół twardego. Mogłam teraz pozwolić sobie na wszystko. Dłonią masowałam jego nabrzmiałe jądra a usta pracowały by znów móc poczuć jego twardość. Brałam co mogłam, lekko się przy tym krztusząc – jeśli chciał mnie zerżnąć, lepiej żeby zrobił to porządnie. Jedna z jego dłoni trzymała mnie za mokre włosy i lekko kierowała ruchami by uzyskać jak najlepszy efekt. Nie musieliśmy na niego długo czekać – zaleta młodości. Wyjęłam go i wsunęłam między moje piersi.

Patrząc mu w oczy fundowałam mu najlepsze widowisko, na które było mnie stać. To raz brałam go całego usta, to przesuwałam po moich piersiach. Czułam, że znowu mogę oddać się przyjemności. Wstałam i wsunęłam palce w jego usta, które następnie skierowałam na cipkę. Popchnęłam go dalej i weszłam na siedzisko a on wszedł we mnie. Odrzuciłam głowę w tył. Uczucie wypełnienia sztywnym kutasem kompletnie mnie odcięło od rzeczywistości. Oplotłam dłonie za jego karkiem i zaczęłam go ujeżdżać. Wolno i głęboko. Dłoń Michała zacisnęła się na pośladku a druga podtrzymywała pierś czy ją całował i ssał sutki.

– Tak. Bierz mnie wolno – tylko na tyle było mnie stać. Nie potrafiłabym sformułować dłuższego zdania.

Nasze biodra spotykały się na chwilę, by znów się rozdzielić.

Jego główka naciskała na wewnętrzną stronę mojej cipki. Trafiał w punkty, których nie potrafiły odnaleźć moje zabawki. Głos strumienia deszczownicy oraz nasze urywanie jęki i westchnięcia wydobywały się z kabiny prysznicowej. Wino wyparowało wraz z resztką wstydu i zaczęłam go całować i nasze języki połączyły się. Męska dłoń odnalazła moją szyję i lekko się na niej zacisnęła. Moje paznokcie zostawiły ślad na jego szyi. Coraz szybciej zaczęłam odbijać się od jego bioder czując jak kolejna fala orgazmu zbliża się małymi krokami. Czas to zakończyć. Spojrzałam mu w oczy i pokiwałam głową.

Osunęłam się z niego i stanęłam obok wypinając się na stojąco. Zrozumiał i stanął za mną. Zamknęłam oczy i otworzyłam się dla niego. Kutas znalazł się momentalnie we mnie i zaczął rozszerzać mnie od środka. Wchodził we mnie szybko, mocno, stanowczo. Klapsami zaznaczał swoją dominację, podczas gdy moja dłoń po raz kolejny zawitała pomiędzy udami i zaczęła rozbudzać łechtaczkę. Czułam czubkami palców jak jego jądra odbijają się od wejścia co jeszcze bardziej mnie podnieciło. Moje kolana zaczęły się zaciskać gdy czułam jak Michał jest na skraju wybuchu. Jego ruchy były niekontrolowane i przyspieszył momentalnie – w porę bym swój orgazm uczciła gorącym nasieniem zalewającym moje wnętrze. Mimo, że skończył – nie wyszedł. Nadal wsuwał się we mnie od tyłu przedłużając moją ekstazę.

Spojrzałam przez ramię w jego nieobecne oczy i puściłam do niego oczko.

* * *

Tak samo jak kilka dni temu obserwowałam go jak odgarnia śnieg na moim podjeździe, tak teraz stojąc naga w szlafroku z lampką wina widziałam jak wraca do swojego domu. Cel odhaczony. Czas na kolejny…

Ulepszmy razem blog!

Wypełnij anonimową ankietę
Przeczytałaś? Oceń!
Autor

Napisz komentarz

%d bloggers like this: