Przyznam szczerze, że do książek polskich autorek zawsze podchodzę z rezerwą. Mam do nich jakiś uraz, którego nabawiłam się na początku mojej przygody z literaturą kobiecą – głównie w kategorii romansów i erotyki. Aczkolwiek staram się zacierać złe wspomnienia i czasem na coś się pokuszę. Do ostatniej kropli krwi od Wydawnictwa Amare to książka, która przyciągnęła mnie standardowo – opisem na tylnej okładce, czyli tzw. blurbem. Czy potem było już tylko lepiej? Zapraszam do recenzji 🙂

Piękno, przykryte brudem

Leo to główny bohater. Jego historia? Z lekka typowa dla takiego rodzaju książek. Pochodzi z patologicznej rodziny przez co zawsze musiał walczyć o swoje. To do czego doszedł widzimy na okładce książki. Nielegalne walki wpędziły go do więzienia, w którym miał wystarczająco dużo czasu, by przemyśleć co będzie robił po jego opuszczeniu.

Jak trafił przed obiektyw aparatu? Po 18 miesiącach, kiedy opuszcza areszt postanawia pozbierać swoje życie. Zaczyna szukać pracy i własnego lokum. Nie chce wracać do ludzi, którzy dali mu dach nad głowa i traktowali jak własnego syna, bo wie że ich zawiódł. Leo natrafia na ogłoszenie, w którym widzi dla siebie szanse – poszukiwany jest wysportowany mężczyzna do sesji zdjęciowej. Postanawia spróbować swoich sił jako model.

Wrażliwość otoczona szaleństwem

Nastka, czyli Nasturcja, to fotografka, do której trafia Leo. Szuka kogoś, by móc wziąć udział w konkursie. Kilka zdjęć, nic więcej. Nie wszystko jest jednak tak jak by się chciało, prawda? Przyznam, że przez pierwszą połowę książki kobieta była dość irytująca przez swoją lekkomyślność i nie zrozumiałe wybory.

Najdziwniejszy moment jak dla mnie w tej książce, to ten, w którym Nastka spotyka się z Leo i wchodzą na 23 metrową wieżę. Jest zima, mury są oblodzone – ona chce pocałunku a on nie bardzo. Ona wchodzi na śliską krawędź i sobie żartuje, że skoczy jak jej nie pocałuje. Jak można być takim lekkomyślnym? To był właśnie ten moment, kiedy zirytowała mnie po raz pierwszy, później były już tylko kolejne momenty, które utwierdziły mnie w tym, że chyba jej nie polubię. To jej „szaleństwo” można było chyba pokazać w inny sposób.

Akcja nabiera tempa

Po przekroczeniu połowy książki zaczyna się dziać dużo więcej, dużo szybciej i… trochę lepiej. Bohaterowie są wystawieni na próbę, a życie zaczyna rzucać nowe kłody pod nogi, gdy tylko przeskoczą poprzednie. Leo pakuje się w kolejne problemy, które sprowadzają niebezpieczeństwo nie tylko na niego, ale także na jego najbliższych – Nastkę i młodszego brata. Nikt z jego otoczenia nie może czuć się bezpiecznie. Czy uda mu się rozwiązać te problemy? Jak jego decyzje wpłyną na związek z Nastką?

Mam wrażenie, że autorka wplatała niektóre sytuacje, by po chwili je urwać i kontynuować coś innego. Do połowy ciężko było mi czytać i po prostu nie chciało mi się nawet sięgać po tę książkę. Omijałam ją i przekładałam czytanie z dnia na dzień. Dzięki temu, że się w końcu zmusiłam i po raz któryś sięgnęłam po nią, musze przyznać, że dalej akcja toczy się całkiem znośnie i nawet ciekawie.

Było blisko

Trochę zabrakło mi uczuć w historii – przynajmniej takich, które idzie odczuć podczas czytania. Relacja bohaterów jest dość ciekawa, ale toczy się zbyt szybko i chaotycznie. Nie mogłam się skupić podczas czytania, zabrakło tego ‘’czegoś’’, co chwyta za umysł i po prostu nie pozwala odłożyć książki. Było zatem blisko, bym przekonała się bardziej do polskiej literatury. Niestety, przekonałam się tylko w połowie, bo tylko w połowie ta książka mnie zdobyła.

Ulepszmy razem blog!

Wypełnij anonimową ankietę
Przeczytałaś? Oceń!
Autor

Napisz komentarz

%d bloggers like this: